Lokalne

Wywiad z Jerzym Porębskim: Rzępolę dla szczurów i myszek lądowych

Opublikowano

w dniu

14 sierpnia rozpocznie się Pływający Festiwal Piosenki Morskiej Wiatrak 2015. To już 30. edycja imprezy poświęconej muzyce związanej z morzem, pracą na nim i żeglarstwem. W programie festiwalu nie zabraknie koncertów najlepszych zespołów szantowych, wystąpią m.in. zespoły

„Klang”, „Majtki Bosmana” i „Mechanicy Szanty – 30 lecie zespołu”. Odbędzie się także konkurs Wiatraczek 2015, który wyłoni najlepszego wykonawcę poniżej 16 roku życia. To nie wszystkie atrakcje festiwalu – w programie także rejsy żaglowcami i specjalne koncerty na pokładzie. Na jednym z żaglowców usiądzie Jerzy Porębski – ojciec festiwalu „Wiatrak”.

Wojciech Basałygo: Jak bardzo różni się dzisiejszy Wiatrak od tego organizowanego 31 lat temu?

Jerzy Porębski: Dawniej to były przede wszystkim spotkania w bardzo rodzinnej atmosferze. Rybacy przynosili beczkę śmierdzących śledzi, żony robiły ciasta i siedzieliśmy przy koszach pełnych jabłek. Śpiewaliśmy szanty tłumaczone z języka angielskiego. Publiczność reagowała bardzo spontanicznie. Dziś ludzie siedzą przy stolikach, słuchają piosenek i piją piwko. To nie oznacza, że jest gorzej. Każdy z 30 dotychczasowych wiatraków miał swój niepowtarzalny klimat. Z 31 będzie pewnie podobnie.

Śpiewa Pan dla ludzi, którzy morze widzą niekiedy pierwszy raz.

I o to w tym chodzi. Świnoujście jest wakacyjnym miastem z niepowtarzalnym klimatem, ale przede wszystkim portem. Ludziom, którzy tu przyjeżdżają z głębi naszej pięknej Polski należy się wiedza o tym jak przeżywa się chorobę morską, na czym polega rozłąka z rodziną, co czuje żona, która nie widzi swojego męża marynarza przez pół roku. Jak lepiej to robić jeśli nie śpiewając morskich opowieści? Niektórzy podchodzą do mnie po zakończonym koncercie i dziękują nie za piosenki, lecz za prawdziwe i autentyczne historie. Niekiedy opowiadają mi później tak miłe rzeczy, że dostaję gęsiej skórki. A ja zwyczajnie robię swoje – popularyzuję wiedzę o morzu.

Jest pan nauczycielem, samotnym latarnikiem?

Ależ skąd. Może jest nas mało, ale ze Świnoujścia, Niechorza, Rewala, Szczecina wywodzi się bardzo wiele osób, które śpiewają morskie piosenki. Oni też poprzez swoją twórczość uczą o morzu i tradycjach. Polskie media faktycznie zbyt mało opowiadają o pracy na morzu. Dlatego jesteśmy my. Popularyzujemy wiedzę o rybakach i marynarzach. Pomaga także samorząd i organizacje. Nie słodząc nikomu, prezydent Janusz Żmurkiewicz, czy dyrektor MDK Ryszard Kowalski mają w to także spory wkład.

Są tacy, którzy pokochali przez pana morze?

Mnóstwo ludzi pokończyło szkoły morskie. W Szczecinie jest akademia. W Świnoujściu szkoła morska do której trafiają 16-letni chłopcy i uczy się ich bycia marynarzami. Zdarzało mi się, że w przeszłości opowiadałem tam o tradycjach morskich. Przez 30 lat pływałem, więc opowiadam prawdę i przybliżam ludziom, szczególnie młodym, wiedzę o morzu. Pamiętam pewną sytuację, gdy pewien mężczyzna przyniósł mi swój marynarski mundur, dziękując za to, że przeze mnie zaczął pływać. To bardzo wzruszające momenty.

Gdzie podczas tegorocznego „Wiatraka” będzie można posłuchać szant w Pana wykonaniu?

Szanty były jak narzędzie do pracy na żaglowcu. Dobra szanta na morzu była jak kilof w kopalni. W ich rytmie wykonywało się prace, które trzeba było sprawnie wykonać zespołowo. Ja gram i śpiewam piosenki o życiu na morzu. Autentyczne historie ludzi związanych z morzem. W tym roku także zabiorę swoją gitarę, usiądę na pokładzie któregoś z żaglowców i będę rzępolić dla szczurów i myszek lądowych, które przyjechały do Świnoujścia na wakacje.

Zostaw odpowiedź

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *

Witryna wykorzystuje Akismet, aby ograniczyć spam. Dowiedz się więcej jak przetwarzane są dane komentarzy.

Najczęściej czytane

Exit mobile version