Uczestnicy debaty o Rozszerzonej Odpowiedzialności Producenta organizowanej przez stronę samorządową i organizacje branżowe jednogłośnie stwierdzili, że za zagospodarowanie odpadami płacić muszą zacząć w końcu ich producenci, a nie wyłącznie mieszkańcy. Padły słowa o uleganiu lobbingowi, a posłanka Anna Sobolak zaapelowała do Ministerstwa Klimatu i Środowiska, aby w toku dalszych prac legislacyjnych głos samorządu został w końcu usłyszany przez resort.
O wyzwaniach prawnych związanych z wprowadzeniem od przyszłego roku systemu kaucyjnego – dyskutowali uczestnicy debaty „ROP – Rewolucja w odpadach: czy mieszkańcy przestaną wreszcie płacić za zanieczyszczających środowisko?”. ROP to zestaw działań, które zobowiązują producentów do ponoszenia finansowej lub finansowej i organizacyjnej odpowiedzialności za zagospodarowanie produktu, gdy staje się on odpadem, w tym za selektywną zbiórkę, sortowanie i przetwarzanie. Dyskutanci byli zgodni, że beneficjentem zmian w przepisach, nad którymi pracuje aktualnie Ministerstwo Klimatu i Środowiska, muszą być mieszkańcy, a konstrukcja ROP musi zawierać zarówno motywacje do właściwego sortowania odpadów u źródła, ale także przede wszystkim do zmniejszenia produkcji odpadów i stosowania przez producentów bardziej ekologicznych rozwiązań.
Niedziałający system ROP kosztował mieszkańców 30 miliardów złotych w ciągu ostatnich 10 lat
Olga Goitowska, dyrektorka Departamentu Gospodarki Odpadami Urzędu Miasta Gdańska i ekspertka Unii Metropolii Polskich wskazała, że strona samorządowa od lat oczekuje na wdrożenie sprawiedliwych dla mieszkańców i gmin zasad Rozszerzonej Odpowiedzialności Producenta.
„Producenci od lat uchylają się od realnej odpowiedzialności za swoje opakowania, przerzucając cały ciężar sprzątania po sobie na gminy i mieszkańców. Z tego powodu to my wszyscy musimy sortować i płacić więcej za przetworzenie śmieci, które producenci źle zaprojektowali i niedostatecznie opłacili. I trwa to od lat, chociaż strona samorządowa wielokrotnie podnosiła, że system ROP jest dysfunkcyjny, wadliwy i niesprawiedliwy. Dziura po brakujących wpłatach producentów, którą każdego roku zasypują mieszkańcy, sięga ponad 3 mld zł rocznie. To ponad 30 mld zł z naszej kieszeni, które wydaliśmy w ciągu ostatniej dekady, by dopłacić do gospodarki komunalnej” – mówiła Goitowska.
Tomasz Uciński, prezes zarządu Krajowej Izby Gospodarki Odpadami, przypomniał dyrektywę UE w sprawie opakowań i odpadów opakowaniowych, która narzuca producentom obowiązek zabrania zużytych opakowań z rynku, a także produkowania takich, które można łatwo poddać recyklingowi.
„Producenci powinni wziąć na siebie obowiązek wprowadzenia tego systemu. Puszki i butelki PET powinny być projektowane w taki sposób, aby nie podnosiły kosztów recyklingu. Gospodarka odpadami w dyrektywie UE jest przedstawiona w sposób logiczny. Przemysł, który od 20 lat finansowo nie wspomagał gminnych systemów gospodarki odpadami, musi zgodnie z tą dyrektywą wziąć odpowiedzialność za właściwe zagospodarowanie odpadów” – powiedział Uciński.
Pora na stabilny system zagospodarowania odpadów
Prezes Uciński powiedział, że od czasu, gdy gminy przejęły obowiązek prowadzenia gospodarki odpadami, ich mieszkańcom, którzy dokonują selekcji odpadów, wydaje się, że system działa bez zarzutu.
„Ale ten system przez 30 lat zmienił się. Miejsca składowania odpadów były istotnym elementem utylizacji odpadów. Teraz, zgodnie z perspektywicznymi dyrektywami Unii Europejskiej, żeby ograniczyć zużycie zasobów naturalnych, trzeba we właściwy sposób ograniczać konsumpcję, a także wykorzystywać taki rodzaj opakowań, które w łatwy sposób można poddać recyclingowi” – powiedział Uciński.
Karol Wójcik, przewodniczący Rady Programowej Izby Branży Komunalnej, podkreślił, że powinien nastąpić koniec kolejnych rewolucji w gospodarce odpadami, a nadszedł czas na budowanie stabilnego systemu zagospodarowania odpadów komunalnych.
„Najważniejsze to nie rozmontowywać budowanego od kilkunastu lat systemu gospodarowania odpadami komunalnymi w Polsce. My ten system budujemy od 13 lat i jak na tak krótki czas zrobiliśmy bardzo dużo. Konieczna jest do uzupełnienia luka inwestycyjna, ale stale poprawia się selektywna zbiórka” – zaznaczył Karol Wójcik.
Podkreślił, że system kaucyjny zakłada zmianę przyzwyczajeń konsumentów, które budowane były dzięki działaniom edukacyjnym od kilkunastu lat. Jako przykład podał butelkę PET.
„Od lat uczymy, że butelkę PET należy zgniatać z powodów ekologicznych – żeby dzięki temu przetransportować więcej odpadów. W systemie kaucyjnym mamy tych butelek nie zgniatać, ale zanosić je do punktów zbiórki. Uczyliśmy czegoś, co ledwo udało się zacząć egzekwować, a teraz będziemy musieli społeczeństwo tego oduczyć. Jak dziwić się w takiej sytuacji frustracji Kowalskiego?” – pytał Wójcik.
Obserwacje przedstawicieli organizacji branżowych potwierdziła także Olga Goitowska, która wskazała, że samorządy dobrze poradziły sobie z systemem selektywnej zbiórki, ale system finansowany wyłącznie przez mieszkańców zaczyna stopniowo dochodzić do szczytu swojej wydolności.
„System na tyle, na ile można było go rozbudować, został rozbudowany. Można śmiało powiedzieć, że osiągamy bardzo dobre wyniki w kontekście selektywnej zbiórki właśnie opakowań z tworzyw sztucznych. On już wynosi 70%. W przyszłym roku wymagania dyrektyw unijnych mówią, że ma być to 77%, a my już mamy 70%. Osiągnęliśmy to bez wsparcia na dobrą sprawę finansowego z zewnątrz, z ogromną luką inwestycyjną i z wieloma zmianami systemowymi” – wskazywała Goitowska.
Podstawową zasadą powinna być jak najmniejsza produkcja odpadów
Uczestnicy dyskusji byli zgodni co do tego, że podstawowym celem, jaki powinien stać przed ROP-em jest przeciwdziałanie powstawaniu odpadów. „Aby wcielić tę zasadę w życie droga jest tylko jedna. Trzeba wdrożyć zasady ekomodulacji, czyli wprowadzić mechanizmy, które będą fiskalnie premiować stosowanie rozwiązań przyjaznych środowisku” – wskazywała posłanka Sobolak.
„Powinno być oczywiste, że jeżeli ktoś czerpie większe zyski ze sprzedaży produktu w bardzo skomplikowanym opakowaniu i obciąża gminę kosztem sprzątania po sobie, to powinien płacić więcej niż ten, kto stosuje opakowania mniej uciążliwe w zbieraniu i przetwarzaniu. Te powinny być po prostu tańsze, by skłonić producentów, aby w takiej całościowej analizie uwzględniali też konsekwencje i skutki, z którymi będą się potem mierzyć gminy i zakłady recyklingu” – dodawał prezes Uciński.
„Ogromna część odpadów z >>żółtego worka<< jest dla firm odbierających i zagospodarowujących odpady tylko problemem i kosztem, a nie przychodem. I nigdy nie trafią one do recyklingu, właśnie dlatego, że są źle zaprojektowane. Po wprowadzeniu mechanizmu ekomodulacji będzie ich zdecydowanie mniej, bo producenci się z nich wycofają lub zastąpią je łatwiejszymi w przetworzeniu materiałami” – tłumaczył Karol Wójcik.
Kontrola musi pozostać po stronie gmin i państwa
Uczestnicy debaty zwracali także uwagę, że system ROP nie może prowadzić do powstawania monopoli producentów, a kontrola nad strumieniem odpadów i finansowaniem musi pozostać po stronie samorządów i administracji państwowej, tak aby ostatecznie Rozszerzona Odpowiedzialność Producentów nie spowodowała, że to mieszkańcy, a nie producenci będą karani.
„Producenci proponują nowe organizacje, które mają się zajmować zagospodarowaniem ich odpadów. Próbują stworzyć zamknięty system, który jest dostępny tylko dla nich. To zmierza do monopolu, w którym strumień odpadów oraz strumień pieniądza będzie de facto własnością tych organizacji. Proponują >>dobrowolne<< przejmowanie obowiązków od gmin w zakresie organizacji przetargów na odbiór i zagospodarowanie odpadów. Moim zdaniem będzie to oznaczało, że gminy będą przymuszane finansowo do przekazywania im tych kompetencji, bo tylko wtedy będą miały gwarancję tego, że dostaną swoje pieniądze. Czyli tu przejmują strumień odpadów, a później chcą również obowiązkowo pośredniczyć w zagospodarowaniu tych już wysortowanych odpadów” – wyjaśniał Krzysztof Gruszczyński, członek Rady Polskiej Izby Gospodarki Odpadami.
„Boimy się, że ten walec wielkich zagranicznych korporacji zwyczajnie rozjedzie gminy, które nie będą miały w kwestii dobrowolnych porozumień wiele do powiedzenia. Organizacje narzucą im swoje standardy i będą nagminnie karać gminy, a więc pośrednio mieszkańców, arbitralnie kwestionując m.in. dochowanie standardów selektywnej zbiórki” – mówił prezes Uciński.
„Pieniądze na tę partycypację, którą ponoszą na chwilę obecną mieszkańcy, powinny trafiać w ramach ROP do administratora publicznego. To jest dla nas najważniejszy element, bo zależy nam przede wszystkim na transparentności funkcjonowania tego wielomiliardowego systemu. Ten przepływ finansowy musi być bardzo transparentny, nie tylko dla uczestników systemu, ale to my jako mieszkańcy danej gminy musimy wiedzieć, kto jaką rolę pełni i kto za co dokładnie odpowiada. Administrator jako podmiot publiczny powinien rozdzielać pieniądze do gmin, czyli zwracać rzeczywiście ponoszone koszty związane z odbiorem, transportem, zagospodarowaniem tych frakcji odpadów opakowaniowych” – tłumaczyła Olga Goitowska.
W dyskusji odniesiono się także do tematu tzw. DPR-ów czyli dokumentów potwierdzających recykling. Jak wskazywali uczestnicy debaty, system DPR-ów udało się uszczelnić i dzisiaj jest on elementem skutecznie motywującym do inwestowania w sortownie. I jako taki powinien być nadal uszczelniany i pozostać elementem systemu zbiórki i zagospodarowania odpadów także po zmianie przepisów o ROP.
„Dziś instalacja, która wysortowuje do recyklingu, dostaje pieniądze z tych dokumentów. Im więcej wysortuje, tym większe to są pieniądze, czyli w naturalny sposób pobudza to przedsiębiorcę do inwestowania w jego biznes i w technologię, która jest niezwykle kosztowna. To też powoduje, że ten przedsiębiorca, oferując gminie cenę za odbiór i zagospodarowanie odpadów, bierze pod uwagę, że część wpływu będzie miał z tzw. DPR-ów i może tę cenę oferować na niższym poziomie, niż gdyby tych dokumentów nie było” – mówił Karol Wójcik.
Krzysztof Gruszczyński powiedział, że ma zastrzeżenia co do przebiegu konsultacji w Ministerstwie Klimatu i Środowiska w sprawie ROP, ponieważ te konsultacje miały charakter pozorny. Podobnie działo się podczas nowelizacji ustawy wprowadzającej system kaucyjny – głos samorządów i branży odpadowej został „po prostu zignorowany, a wszelkie poprawki, demolujące istniejący system, takie jak zniesienie zezwoleń na zbieranie i przetwarzanie odpadów, były tylko po to, żeby za wszelką cenę >>kolanem<< ten system >>przepchnąć<<”.
„Mam poważne wątpliwości, jeśli widzę >>pajęczynę<< organizacji pseudośrodowiskowych i społecznych oplecionych wokół Ministerstwa, których zdanie jest tam bardzo poważane” – powiedział Gruszczyński. Te wszystkie organizacje nie są stroną społeczną, ale są to organizacje finansowane bezpośrednio lub pośrednio przez beneficjentów systemu” – zaznaczył Gruszczyński.
Podkreślił ponadto, że niepokoi go to, że w Ministerstwie „liczy się” glos tych organizacji, zwłaszcza pod kątem dyskusji o ROP-ie.
„Aż mnie prawie sparaliżowało, gdy usłyszałam te słowa – skomentowała te słowa poseł Anna Sobolak. Chciałabym zaapelować bardzo mocno do Ministerstwa, aby w końcu wsłuchało się w głos samorządów. Bo ten głos brzmi bardzo mocno, a zdaje się być niesłyszalny. I to jest przykre. Bo samorządy to mieszkańcy, to my. Chodzi o dbałość o środowisko, ale i poszanowanie mieszkańców” – zaznaczyła posłanka.
„Najpierw ROP, a potem zobaczmy, czy system kaucyjny w ogóle jest nam potrzebny”
Olga Goitowska podsumowując debatę, powiedziała, że „jako gminy, jesteśmy zdani na łaskę i niełaskę podmiotów, które będą organizowały systemy kaucyjne”.
„Nie liczę absolutnie na wzrost recyclingu, ponieważ nie mamy żadnych narzędzi, żeby zweryfikować, czy opakowania pochodzą rzeczywiście z naszej gminy. Mówimy o efektywności, o tym, ile opakowań zostanie objętych systemem kaucyjnym. Ponieważ cała niezwrócona kaucja ma wracać do organizatora systemu, system będzie premiował tworzenie bardzo nieefektywnego systemu kaucyjnego. Jeżeli będziemy mieli trudność z odzyskaniem kaucji, to tym wyższy zysk dla tego, kto organizuje ten system” – powiedziała Goitowska.
Podkreśliła też, że system kaucyjny jest „mierny”, jeśli chodzi o efekt ekologiczny.
„Choćby sprawa śladu węglowego – to będzie transport opakowań plastikowych pełnych powietrza. Ten system kaucyjny powiela złe doświadczenia innych państw. W momencie, kiedy mamy dobrze zorganizowany system ROP, poziom selektywny zbiórki, która mogłaby być objęta systemem kaucyjnym, wynosi 80 procent. Powtarzam – najpierw ROP, a potem zobaczmy, czy kaucja w ogóle jest nam potrzebna” – zaznaczyła Goitowska.
Organizatorem debaty była Izba Branży Komunalnej we współpracy z Unią Metropolii Polskich, Polską Izbą Gospodarki Odpadami oraz Krajową Izbą Gospodarki Odpadami.
Desperat na promie Nils Dacke. Mężczyzna wszedł do łodzi ratunkowej i zagroził, że skoczy do kanału portowego. Do zdarzenia doszło w sobotę wieczorem, gdy prom zawinął do portu w Świnoujściu.
Nie są znane powody zachowania mężczyzny. Do zdarzenia skierowano policyjnego negocjatora, który starał się nakłonić desperata i wyjścia z łodzi ratunkowej.
Prom Nils Dacke miał o 1 w nocy wyjść w rejs do Skandynawii. Z powodu akcji, rejs przesunięto.
Jeżeli masz problem, zadzwoń do Centrum Wsparcia na bezpłatny numer: 800 70 22 22. Pomoc możesz także uzyskać dzwoniąc pod bezpłatne numery:
• telefon zaufania dla dorosłych: 116 123.
• telefon zaufania dla dzieci i młodzieży: 116 111 (czynny codziennie od godziny 12.00 do 2.00).
• Aktualne dane dotyczące ośrodków pomocowych znajdziesz na stronie: www.pokonackryzys.pl.
• W sytuacji zagrożenia życia zadzwoń na numer alarmowy 112.
Kryminalni z komendy miejskiej zatrzymali 34-latka, który zniszczył trzy auta na szczecińskich Pomorzanach. Mężczyzna przyznał się do popełnienia przestępstwa, za uszkodzenie mienia grozi mu do 5 lat pozbawienia wolności.
Podpalacza zidentyfikowano dzięki nagraniom monitoringu. Policja podkreśla, że mężczyzna został doprowadzony do prokuratury już dwa dni po zdarzeniu. „Kryminalni zauważyli podejrzanego na jednej z ulic miasta” – przekazała oficer prasowa KMP w Szczecinie nadkom. Anna Gembala.
Do podpaleń doszło na terenie dzielnicy Pomorzany. Zatrzymany to 34-latek. Przyznał się do popełnienia przestępstwa. Usłyszał zarzut uszkodzenia mienia, za co grozi do 5 lat pozbawienia wolności. Przed sądem będzie odpowiadał z wolnej stopy. Ma zakaz zbliżania się do miejsca popełnienia przestępstw i policyjny dozór.
Rzeczniczka KMP w rozmowie z PAP wyjaśniła, że działania sprawcy „to nie były porachunki, próba zastraszenia kogoś”. Podpalił jedno auto, ale poważnie uszkodzone zostały też pojazdy stojące obok.
„Nie potrafił racjonalnie wyjaśnić swojego zachowania. Powiedział, że w chwili zdarzenia był nietrzeźwy” – podsumowała nadkom. Gembala. (PAP)
Przemarszem Wałami Chrobrego i defiladą na Odrą – zgodnie z wieloletnią tradycją – zainaugurowano w sobotę rok akademicki 2024/25 na Politechnice Morskiej w Szczecinie. Wśród ponad tysiąca studentów I roku jest 145 obcokrajowców.
Politechnika Morska uroczystość inauguracji nowego roku akademickiego zorganizowała jako ostatnia z publicznych uczelni w Szczecinie, ponieważ immatrykulacja studentów PM odbywa się zawsze w soboty na Wałach Chrobrego, nad brzegiem Odry, przy statku badawczo-szkolnym PM „Nawigator XXI”. Zgodnie z tradycją umundurowani pierwszoroczniacy przemaszerowali dziś ulicami przy budynkach uczelni, by w południe złożyć ślubowanie i odebrać indeksy.
Naukę na Politechnice Morskiej rozpoczyna ponad tysiąc nowych studentów, w tym 145 obcokrajowców. „Najwięcej z Ukrainy, Białorusi, Turcji, Czech i Słowacji” – przekazała PAP rzeczniczka prasowa PM Anna Malec.
Łącznie morska uczelnia w Szczecinie kształci ok. 3400 osób. Wśród nich jest 566 studentów z zagranicy. Podczas tegorocznej rekrutacji największym zainteresowaniem cieszył się flagowy kierunek PM, czyli nawigacja. Przyjęto 330 studentów, w tym 79 obcokrajowców. Więcej chętnych niż miejsc było także na informatyce, a na wydziale mechanicznym najbardziej oblegany był kierunek inżyniera przemysłowa i morskie elektrownie wiatrowe.
„Otworzyliśmy też nowy kierunek – inżynieria modelowania przestrzennego, który spotkał się z dobrym przyjęciem wśród maturzystów” – poinformowała Malec.
Na wydziale inżynieryjno-ekonomicznym transportu wzrost liczby chętnych odnotowano na kierunku transport, a na wydział mechatroniki i elektrotechniki maturzystów przyciągnęła mechatronika, oraz automatyka i robotyka.
Nowych studentów przywitał rektor Politechniki Morskiej, dr hab. inż. kpt. ż.w. Wojciech Ślączka, prof. PM, który kieruje uczelnią od 2016 r.
Politechnika Morska w Szczecinie rozpoczyna rok akademicki 2024/2025 zmianą w strukturach władz PM. Stanowisko prorektora ds. kształcenia, które piastuje dr inż. Agnieszka Deja, zostało przekształcone w stanowisko prorektora ds. studenckich, natomiast na nowo utworzone stanowisko projektora ds. kształcenia i rozwoju powołana została dr inż. Izabela Bodus-Olkowska.
Uczelnia kształcąca marynarzy powstała w Szczecinie w 1947 r. jako Państwowa Szkoła Morska. Od 1969 r. do 2004 r. funkcjonowała jako Wyższa Szkoła Morska, kształcąc kadry dla przedsiębiorstw żeglugowych portów, rybołówstwa, ale też specjalistów od logistyki, informatyki czy zarządzania. Rozwój naukowy i dydaktyczny, m.in. powołanie nowych wydziałów (inżynieryjno-ekonomiczny transportu, a później mechatroniki i elektroniki oraz informatyki i telekomunikacji) pozwoliło przemianować uczelnię na Akademię Morską, a w 2022 r. na Politechnikę. (PAP)
Ulica Barlickiego na odcinku od ulicy Dworcowej do Ludzi Morza jest przebudowywana. Wiąże się to z utrudnieniami dla kierowców i okolicznych mieszkańców. Po zakończeniu prac będzie nowe odwodnienie, nawierzchnia jezdni, chodniki, oświetlenie oraz zatoczki postojowe.
W związku z pracami wprowadzono tymczasową organizację ruchu. Pojazdy mogą poruszać się w jednym kierunku na odcinku od ul. Dworcowej do ul. Szwedzkiej. Autobusowa w związku z tym uruchomiła tymczasowy przystanej autobusowy dla linii nr:
5, 7, 77, A, B przy ul. Duńskiej w okolicach sklepu Biedronka.
Odstraszacz ptaków jest zainstalowany na parkingu w Centrum Handlowym Corso od kilku lat. Kierowcy jednak zwracają uwagę, że zdaje się być głośniejszy. Przerażające odgłosy ptaków są emitowane w pętli.
Dźwięki ptaków mają odstraszać gołębie, jaskółki i mewy. Elektroniczne urządzenie działa w godzinach pracy galerii. Ma zapobiegać budowaniu gniazd na kanałach wentylacyjnych i rurach.
– Dźwięki są jak z mrocznego horroru. Obawiam się, że odstraszają nie tylko ptaki, ale także co wrażliwszych ludzi. Zresztą zwierzaki są na tyle mądre, że po pewnym czasie przyzwyczajają się do tego typu rządzeń – mówi pani Aleksandra spotkana na parkingu.
Elektroniczne odstraszacze emitują dźwięki mające na celu zniechęcenie ptaków do przebywania w określonym miejscu. Choć ich zamysł jest zrozumiały, to dźwięk, który generują, często staje się źródłem irytacji dla kierowców i okolicznych mieszkańców.
Na rynku dostępne są również inne metody mogą to być urządzenia emitujące dźwięki o wysokiej częstotliwości, niesłyszalne dla ludzi. Takie rozwiązanie może okazać się bardziej przyjazne dla kierowców i okolicznych mieszkańców.
Wodowskazy w Szczecinie, Gryfinie, Widuchowej, Gozdowicach i Bielinku pokazywały w sobotę rano ok. 20 cm niższy stan rzeki niż w piątek. Warunki hydrologiczne i meteorologiczne są sprzyjające, osłabł północny wiatr.
Wodowskazy IMGW https://hydro.imgw.pl/#/ w Szczecinie w sobotę rano zarejestrowały ponad 20 cm niższy stan Odry niż w piątek. Przy Moście Długim były 543 cm (w piątek 565 cm). Stan ostrzegawczy w tym miejscu to 570 cm, alarmowy – 600 cm. W Szczecinie Podjuchach na Regalicy (Odra Wschodnia) przed godz. 9 było 558 cm, dużo poniżej stanu ostrzegawczego (580 cm), który w czwartek i piątek został tam przekroczony.
Przyczyną było „podbicie” fali wezbraniowej przez tzw. cofkę, spowodowaną silnym północno-wschodnim wiatrem. W sobotę, jak pokazuje stacja meteo https://msm.usz.edu.pl/dane/, wiatr osłabł i zmienił kierunek na północno-zachodni.
Kulminację fali i cofki było widać w czwartek i piątek w Gryfinie, gdzie Odra zbliżyła się na 1 cm do stanu alarmowego (600 cm). W sobotę rano wodowskaz pokazywał już 580 cm. Za kilkanaście godzin woda powinna zejść poniżej stanu ostrzegawczego (570 cm).
Kilkanaście kilometrów na południe od Gryfina, w Widuchowej Odra jest na poziomie ostrzegawczym 630 cm (alarmowy to 650 cm). Według prognoz IMGW po weekendzie rzeka opadnie poniżej 6 m.
W Gozdowicach również stan wody szybko się obniża, co najmniej kilkanaście cm na dobę. W sobotę zarejestrowano 481 cm, czyli 19 cm mniej niż stan alarmowy. W poniedziałek, wtorek ma być już poniżej stanu ostrzegawczego (440 cm).
W Bielinku, gdzie falę powodziową było widać najwyraźniej (w poprzedni weekend „wysoka” woda przekroczyła 640 cm) teraz jest 535 cm. Stan alarmowy to 550 cm, ostrzegawczy 480 cm. IMGW zapowiada, że już w poniedziałek rzeka opadnie poniżej 5 m.
Poprawę warunków hydrologicznych i meteorologicznych widać też w Trzebieży nad Zalewem Szczecińskim, gdzie w sobotę rano wodowskaz pokazywał 530 cm, czyli 20 cm mniej niż w piątek. Stan ostrzegawczy jest wyznaczony tam na 540 cm, alarmowy 560 cm. (PAP)
Ta strona korzysta z ciasteczek aby świadczyć usługi na najwyższym poziomie. Dalsze korzystanie ze strony oznacza, że zgadzasz się na ich użycie.ZamknijDowiedz się więcej